Lampa Brigit
z“Ballad prozą” Nory Chesson, 1894
Gorączka i głód panowały w hrabstwie Tirconnell, a między tymi dwoma ogniami ludzie zapomnieli bogów: kobiety odwracały twarze do ściany i umierały bez modlitwy, gdy mężczyźni wznosili oskarżycielsko ręce ku pustym błękitnym niebiosom i przeklinali Kasara wśród bogów Fomorów, i Luga i Dagdę De Danannów. Nawet Shee zaniedbywano, i wszędzie Vanitha (pani domu) zapominała rozsypać okruszki i uronić kople mleka na progu dla Ciemnej Joan, Oonah, Cleeny i Donn z Sandhills: a mały Ludek chodził głodny pod zamkniętymi drzwiami w półmroku, gdy wygłodzone istoty ludzkie szybko radziły sobie z chudym mlekiem i marnym chlebem.
nawet światła w wielkim Domu Brighid zgasły jedno po drugim jak jedna po drugiej święte kobiety zmarły od głodu i zarazy, aż w w końcu została zapalona tylko jedna ze wszystkich złotych i srebrnych lamp, i właśnie kiedy ta jedna lampa została napełniona i zapalona przed wielkim rzeźbionym przedstawieniem Brighid, siedzącej z ogromną złotą księgą otwartą na kolanach – właśnie kiedy perfumowany olej wydał aromat sosny – ostatnia pustelnica upuściła naczynie z olejem i padła martwa u stóp świętego posągu. Jakieś dobre kobiety, przychodzące by bez nadziei czcić świętą Brighid, znalazły ją, tam leżącą, i oddawszy jej ostatnią posługę i złożywszy ją ze śpiesznymi modlitwami we wspólnym grobie jej sióstr, wróciły z powrotem do swoich głodnych domów, zostawiając drzwi świątyni szeroko otwartymi. Teraz przez próg przeszły nieśmiało dwie małe postaci do tego opustoszałego świętego miejsca – chłopiec i dziewczynka ubrani tylko w łachmany, przy całym zimnym marcowym wietrze, który gwizdał na zewnątrz, bliźniacze dzieci, których droga matka szydziła ze świętej Brygid na łożu śmierci, i których żywy ojciec zburzyłby jej samą świątynię, gdyby jego ręce były tak silne, jak jego nienawiść.
– Breed – powiedział chłopiec, podnosząc łagodne ślepe spojrzenie z ziemi – gdzie jest wiatr, którego powiew czuję?
– Przechodzi przez otwarte dni – odpowiedziała pospiesznie Breed – i nie poruszą się ani odrobinę, ale bym nie pchała, przeklęte niech będą te uparte drzwi! I błogosławiona lampa zostanie zupełnie zdmuchnięta, Maurice, chyba, że możemy zrobić coś, żeby ją uratować.
-W domu jest lampa – powiedział powoli Maurice – i jest pełna oleju, Breed. Możesz pobiec i ją tu przynieść, kochana, i zapalić ją od tej błogosławionej lampy. Poczekam, aż przyjdziesz.
– Poczekasz? Samotnie tutaj – powiedziała ostrzegawczo mała Breed – do domu jest mila i z powrotem mila, a głód sprawia, że biegnę wolniej niż dawniej.
– Posadź mnie blisko świętej pani Brighid – powiedział uśmiechając się Maurice McCaura – gdzie mogę dotknąć jej dłońmi, i możesz iść, Breed; będę dość bezpieczny we własnym domu Brighid.
Brighid poprowadziła go krok czy dwa do przodu, i poprowadziła jego dłonie, aż dotknęły stóp posągu Brigid, potem odwróciła się i jej bose stopy cicho zatupotały po zakurzonej nawie, przez próg i w skąpy blady blask słoneczny na zewnątrz. Jej ślepy brat stał spokojnie, gdzie go umieściła, czepiając się złotych stóp Brighid: a teraz, kiedy zaczęły drgać i ruszać się pod jego uczepionymi palcami, stał, jeśli to możliwe, jeszcze bardziej nieruchomo niż wcześniej.
– Kto trzyma mnie za stopy? – powiedział głęboki słodki głos – Kto z wszystkich moich dzieci?
– To Maurice McCaura – powiedział słabo chłopiec – Pani Brighid, czy dasz nam chleba? Breed i Michael i mój ojciec jesteśmy głodni, a mała Caitlin nie żyje. W prawie każdym domu w Munsterze jest Czarna Śmierć.
– A tobie, dziecko?
– Nie jestem teraz taki głodny – wyszeptał chłopiec – To Breed, i, i mały Michael – nie ma chleba w domu, ani ziemniaków w koszu…
– Ile gąb do wykarmienia? – zapytał głęboki głos.
– Trzy, Pani Brighid. Czy ich nakarmisz – prosił ślepy chłopiec.
– A twoja czwarta. Słuchaj: czy chciałbyś dać chleba głodnym dzieciom i swojemu ojcu? Czy oddasz mi się na służbę, dziecko?
– Tak – powiedział cicho Mauryce.
Dwa silne delikatne ramiona zamknęły się teraz wokół jego szczupłego ciała i podniosły go z ziemi – podniosły i trzymały na wysokości piersi, aż poczuł ciepły oddech bogini na swych ślepych oczach.
0 Breed i Michael i twój ojciec będą mieli jedzenie jeszcze dziś, a Breed nie będzie po tobie długo rozpaczać, obiecuję ci – powiedziała łagodnie Brighid – Teraz, dziecko, niech cię naznaczę do swojej służby.
Podniosła go do piersi i całowała jego ślepe oczy miękkimi zimnymi pocałunkami, aż tępy ból z głodu i trzepoczące serce zatrzymały się razem, a Breed, wróciwszy i zapaliwszy swoją lampę od świętego płomienia, znalazła czekającego na nią tylko martwego chłopca u stóp świętej Brighid. Niewiele płakano po Maurce’ie Mc Caura; nawet Breed, która kochała go bardziej niż siebie samą, patrzyła, jak chowano go w grobie jego matki z bardzo niewieloma łzami, i nie ze łzami goryczy. Od tej pory uśmiechy i łzy nie były u Breed ofite; księżycowej ciszy jej małej białej twarzy nie mącił pijany ojciec ani Michael, różany i dokazujący, kiedy gorączka i głód skończyły się tak nagle, jak się zaczęły; jej jedyną troską była lampa, którą zapaliła od tej, która dawno temu płonęła w świątyni Brighid, i której płomień pielęgnowała i chroniła, jak inne dziewczęta i kobiety pielęgnowały ogień innej Brighid, w domu pod potężnymi dębami w Cill-dara. Mijały dni i tygodnie, a miesiące stapiały się w lata: i stary Michael McCaura kopał grób dla młodego Michaela w innym roku głodu, a Breed doszła do siedemnastego roku życia.
I przypadło jej widzieć cień u swego boku, gdziekolwiek szła, i słyszeć głos w uszach, który szeptał o miłości i radości: i Breed nauczyła się rumienić i drżeć jak inne dziewczęta, ale wciąż była wierna swojej wybranej pracy pielęgnowania świętego ognia bogini Brighid. Nadszedł jednak dzień, kiedy kochanek odwrócił się od księżycowego światła Breed do lilii i róż panny z większym posagiem: i nadszedł jeszcze inny dzień, kiedy lawina z góry zakopała pannę młodą i pana młodego i pół tuzina gości weselny w jednym wspólnym grobie, do którego przyszła Breed ze swoją lampą w środku nocy, trudząc się krwawiącymi i posiniaczonymi rękami, aż oczyściła z ziemi dwie twarze na świecie, które najbardziej kochała, i których najbardziej nienawidziła. Inne ręce wyciągnęły ich i dały im święty pochówek, nie Breed; ona i jej lampa znikły z oczy ludzi, kiedy patrzyła na te dwie martwe twarze: i tylko od czasu do czasu rozmarzona dzieweczka widzi przemykającą wśród drzew w mglistą noc smukłą postać z zapaloną lampą dziwnego kształtu trzymaną wysoko w ręce. I dziewczyna która widzi postać Breed, jak szczęśliwa by jej miłość nie była, i jak wierny jej kochanek, nie będzie nigdy żoną ani matką, ale jak Breed jej życie będzie złamane i pełne zmartwień na tej ziemi choć może być piękne i pełne w Tir na n’Og, w służbie trzech Brighid, których imiona to Prawo i Mądrość i Miłość.